Skip to content

Roksana Kularska-Król

Justyna Jakóbowska

Artystka Artystce

Roksana Kularska-Król – Justyna Jakóbowska 

Sztuka jest częścią mnie, mojego postrzegania świata

RKK: Cześć! Dzisiaj spotykamy się w parku z Justyną Jakóbowską, łódzką artystką wizualną. To miejsce naszych częstych spotkań – park, więc będzie to miła, naturalna rozmowa.

Spotykamy się w strojach covidowych, które są symbolem dzisiejszych czasów, tego co nas spotkało czyli pandemii. Te stroje nawiązują także do pewnej sytuacji, którą wspólnie przeżyłyśmy w Helsinkach. Byłyśmy tam na wystawie Pawła Althamera. Żeby móc wejść na wystawę trzeba było włożyć uniform. 

Justyna…?

JJ: (śmiech) Cześć!

RKK: Opowiesz nam krótko o sobie, o tym jak spotkałyśmy się w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi?

JJ: Nie pamiętam dokładnej daty, ale rzeczywiście – spotykałyśmy się w ASP. Byłaś wprawdzie na wyższym roku, ja zaczęłam trochę później, ale miałyśmy wspólny krąg znajomych, przyjaciół. ASP to jest bardzo specyficzny klimat, specyficzne kręgi. Liczba studentów jest niewielka – 25 osób na roku. Byłyśmy na Wydziale Edukacji Wizualnej. Tam się wszyscy znali i to było wspaniałe. 

LUDZIE

JJ: To czego nauczyłyśmy się na zajęciach to było jedno, ale przede wszystkim poznałyśmy super ludzi, z którymi po tylu latach – ponad dziesięciu, nadal mogę pracować i robić coś ciekawego. To jest chyba jedna z najlepszych rzeczy, która mnie spotkała na tych studiach. Taki rodzaj zrozumienia. Nie chcę mówić, że ludzie z ASP są inni. Ale mam poczucie, że rodzaj wrażliwości czy wspólnych doświadczeń, które mamy, pozwala na to, że rozumiemy się na zupełnie innych poziomach niż na przykład z kimś kto ma inne doświadczenia i sposób postrzegania świata. Wiele mi to dało. Też poczucia, że jestem wśród ludzi, którzy podobnie reagują na świat. Bardzo dobrze wspominam czasy studenckie.

RKK: Tak! Akademia jest platformą, gdzie spotkają się ludzie o określonym odczuwaniu świata. To powoduje, że możemy wspólne działać. To co się dzieje tutaj w Łodzi też nie jest standardowe.  Wszyscy się znamy. To środowisko jest mocno zakotwiczone, działa na bazie współpracy, współdziałania, a nie konkurencji.

JJ: Chyba nie… wydaje mi się, że są podziały. Tak jak w ogólnopolskim środowisku sztuki. Może później bardziej się to odczuwa. Nie na studiach, bo wtedy tego nie czuliśmy. Na pewno są podziały, grupy. Ale nie odczuwam zaciętej walki między artystami w Łodzi. To są różne rodzaje współpracy, przyjaźni, takich czy innych kręgów. 

No więc tak się znamy. Zaczęłyśmy razem działać w performatywnych sytuacjach, z innymi artystami, muzykami. Tak jak wspomniałaś, byłyśmy w Helsinkach. To był nasz wspólny wyjazd na festiwal Shelter Suoja odbywający się w bunkrze. Bardzo…

RKK: …ciekawe miejsce (śmiech).

JJ: Bardzo ciekawe miejsce, tak.

RKK: Które fizyczne miejsca w Łodzi są dla ciebie najważniejsze?

JJ: Tak naprawdę to fizyczne miejsca nie są dla mnie ważne. Niedawno z większym dystansem spojrzałam na Łódź. Ale spróbuję się odnieść do twojego pytania. Myślę, że zieleń miejska jest dla mnie jednym z najważniejszych obszarów. Te parki, od których zaczęła się nasza rozmowa. Jesteśmy w parku i to jest fajne w tym mieście! Tu jest naprawdę dużo parków i to ratuje trochę atmosferę i klimat.

RKK: No tak na pewno… tlen!

JJ: To są miejsca do których lubię chodzić i je obserwować. Lubię też typowe łódzkie krajobrazy, związane z fabrykami. Również z tymi zniszczonymi. Ale nie mogę wymienić konkretnego miejsca: ta ulica, czy ta fabryka. Kominy, postindustrialne obszary, zniszczone fabryki i te odnowione są czymś charakterystycznym, co bardzo lubię. Przede wszystkim wizualnie. Uważam, że to jest fotogeniczne. Kiedy jestem poza Łodzią, a widzę tego typu budynek, starą fabrykę, to: „Czuję się jak w domu!”. 

RKK: (śmiech)

JJ: To jest chyba charakterystyczne dla osób, którzy pochodzą z industrialnych, postindustrialnych miast.

POLSKIE DETROIT

RKK: W końcu Łódź jest podobno polskim Detroit…

JJ: Tak się mówi. Słyszałam takie opinie (śmiech). Jakiś czas temu rozmawiałam z artystką z Niemiec, spotkałyśmy się w Niderlandach. Pochodziła z przemysłowego miasta w Niemczech. Mówiła że też ma podobne uczucie, że kiedy widzi kominy to myśli sobie: „O! Tak jak w domu! Coś co znam.”

RKK: (śmiech)

JJ: Więc to mnie w jakiś sposób ukształtowało. Na pewno to miasto wpływa na moją wyobraźnię, na moje poczucie estetyki. Taki miejski klimat. Ale nie mogę powiedzieć, że ta konkretna ulica czy fabryka to jest moje ulubione miejsce w Łodzi. Nie postrzegam tak tego. Kiedy byłam ostatnio poza Łodzią, co trwało około dziewięciu miesięcy, nie miałam takiego uczucia, że chciałabym zobaczyć Dworzec Fabryczny czy jakiś zaułek, bramę, czy fabrykę. Najbardziej brakowało mi ludzi. 

To jest ta niesamowita dodatkowa warstwa tego miasta. Znają to ci, którzy tu mieszkają. Jest to chuligańskie miasto, bywało i nadal bywa niebezpieczne. W zasadzie dużo jest tu agresji, agresywnych zachowań. Ale w tym wszystkim jest ta tkanka ludzi, którzy zajmują się kulturą. Mają w sobie wrażliwość i mimo tych niesprzyjających warunków, nawet społecznych, mają niesamowitą energię i robią to, co uważają za ważne. Przy tym są serdeczni, zachowują w sobie też tę delikatność, a jednocześnie myślę, że zachowują taki pancerz, który w Łodzi trzeba wytworzyć, taką strategię obronną, żeby funkcjonować. To jest niesamowita mieszanka. Podziwiam to i tego mi brakowało, kiedy byłam poza Łodzią. Takiego trochę specyficznego czarnego humoru.

RKK: Łódź jest takim miastem, które dąży do celu. Jest miastem kultury, tak o nim mówimy – Łódź Kreuje.

JJ: Tak mówimy (śmiech).

PANCERZ

RKK: Żeby dążyć do tego celu, trzeba mieć pancerz, siłę w sobie. Ludzie, którzy tu mieszkają, szczególnie ludzie kultury, działają pomimo rozlicznych trudności.  

JJ: Dokładnie! Też tak to odbieram. Tych trudności jest trochę. To nie jest środowisko, w którym wszyscy są uśmiechnięci, są dla siebie mili, mamy piękne, odrestaurowane domy, wszystko jest czyste, samochód przejeżdża obok ciebie i cię nie ochlapie błotem. Tak nie jest. Jakby Łódź porównać do innych miast to jest tutaj trochę inna atmosfera.

RKK: Tak.

JJ: Ale tym bardziej jest to takie niesamowite, że nadal są ludzie, którzy mają tę niezwykłą energię, robią wspaniałe rzeczy.

RKK: Właśnie. Wracając do sztuki, jaka dziedzina jest ci najbliższa? Jako artystka używasz różnych narzędzi twórczej ekspresji. Ale która z dziedzin, którymi się zajmujesz jest dla ciebie w tym momencie najważniejsza?

SPRZĘŻENIE ZWROTNE

JJ: Aktualnie najbardziej liczy się dla mnie przesłanie i to co chciałabym powiedzieć, współpraca, takie sprzężenie zwrotne, a poboczną kwestią jest medium. Czasami to medium sobie dopasowuję czy nawet w ramach jednego projektu zmieniam. Ale na początku moich zainteresowań sztuką, najbliższe było mi malarstwo. 

Bardzo ważny w postrzeganiu świata był i nadal jest dla mnie kolor. Ale stopniowo zaczęło się to zmieniać. W czasie studiów zainteresował mnie ruch i dźwięk. Tworzyłam wideo, animacje, interwencje, działania z ludźmi, społeczne, interaktywne… W pewnym momencie moją mocną fascynacją i bodźcem było samo site-specific. Nadal uważam że ważne jest to, że sztuka powstaje w danym kontekście. To jest dla mnie istotne. Praca jest wyeksponowana na białej ścianie, ale w konkretnym środowisku. Sztuka nie jest świętością, lubię w niej przede wszystkim interakcję. Nawet jeśli ktoś zniszczy element pracy, którą wykonałam i która znajduje się w przestrzeni publicznej, to nie jest to dla mnie coś negatywnego, tylko objaw czegoś ciekawego, informacja zwrotna. Ale najistotniejszy jest dla mnie teraz ruch. Czyli zajmuję się wideo i performansami, projekcjami. Często jest w tym muzyka, dźwięk. Może wiąże się to z tym, że mam synestezję, czyli takie postrzeganie świata, które często występuje wśród artystów. 

SYNESTEZJA

JJ: To jest takie połączenie zmysłów. Widzę dźwięk, cyfry mają dla mnie określone kolory, kolory mają swój smak i tak dalej. Myślę, że to może wpływać na moje podejście do medium. Od zawsze mam poczucie, że dźwięk mocno na mnie wpływa, więc dążę do tego, żeby miało to w tym co robię swój wyraz. Lubię współpracować z muzykami, z teatrem.

RKK: A’propos tej strefy audio, miałaś może pomysł, żeby zacząć robić dźwięki?

JJ: Nie! (śmiech)

RKK: Czyli to współpraca jest tutaj kluczowa?

JJ: Jest wielu artystów wizualnych, którzy sami zajmują się dźwiękiem, ale dla mnie to jest jakaś granica. Wolę współpracować z kimś kto się na tym bardzo dobrze zna. Ja coś słyszę, odbieram bodźce i one wywołują we mnie wrażenia wizualne i chcę na ten temat coś opowiedzieć, na przykład przy pomocy wideo. Natomiast za dźwięk się nie zabieram. Uważam, że nie mam takich kompetencji. Mam głęboki szacunek dla muzyków i osób, które się na tym znają. Wolę to zostawić w ich rękach. 

RKK: Ok.

JJ: Zresztą to jest też bardzo inspirujące dla mnie. Nie mam poczucia, że muszę wszystko robić sama od początku do końca. Bardzo lubię współpracę. To jest dla mnie fajne. 

ARTYSTKA 

RKK: Super! Powiedz, co spowodowało, że zostałaś artystką, wybrałaś studia w Akademii Sztuk Pięknych i że cały czas działasz twórczo? 

JJ: To jest zawsze trudne pytanie czy się jest artystą i jak to się stało. (śmiech) 

RKK: Oczywiście.

JJ: Ja siebie tak nie nazywam. Ciężko jest siebie samą tak ocenić. Może jest do tego potrzebny dystans. Ale to, że wybrałam taką drogę… Wiesz Roxi, trochę cieżko mi odpowiedzieć. Nie było konkretnego momentu, w którym zdecydowałam, że pójdę na ASP. Od kiedy pamiętam to mi towarzyszyło. To, że obraz był dla mnie bardzo ważny. Nawet jak byłam małym dzieckiem to rysowałam, malowałam… Oczywiście wszystkie dzieci rysują.

RKK: Tak, ale też w którymś momencie przestają.

JJ: A ja nie przestałam i to po prostu tak…

RKK: …zostało! (śmiech )

RKK: Oczywiście jest bardzo trudno powiedzieć czy jest się artystką czy nie. W jaki sposób myślisz o sobie? Myślisz o tym jako o zawodzie czy bardziej o pasji? Czyli o czymś co teoretycznie wykonuje się po godzinach tej “prawdziwej” pracy? 

JJ: W praktyce wygląda to tak, że sztukę wykonuję po godzinach. Wszystkie rzeczy związane z działaniami wizualnymi, obsługą spektakli czy koncertów wykonuję po godzinach. Mam jeszcze jedną pracę niezwiązaną ze sztuką. Jest to oczywiście tylko i wyłącznie związane z kwestiami ekonomicznymi. 

RKK: No tak.

JJ: Z czegoś trzeba się utrzymać i na tę sztukę zarobić.

RKK: Właśnie.

JJ: Czasami tak po prostu jest. Ale nie jest tak, że sztuka jest dla mnie hobby czyli rzeczą, którą robię z nudów, bo fajnie by było w weekend pójść na ryby, no ale to może ja sobie namaluję obraz. Jest tak naprawdę tą rzeczą, którą chciałabym się zajmować cały czas. Nie wiem czy to jest moja praca czy pasja. To jest po prostu część mnie, mojego postrzegania świata. Nawet jeżeli nie jestem w stanie powiedzieć o sobie: „tak, jestem artystką”, bo nie umiem siebie tak ocenić. Po prostu może uważam, że to co robię wcale nie jest takie fajne, takie istotne. Nie wiem. Może ktoś inny powinien na to spojrzeć. Nie wiem czy wypada mi w ogóle siebie tak określać, ale z drugiej strony wiem, że to jest dziedzina życia, która jest dla mnie niezwykle istotna. Sztuki wizualne, ale w ogóle sztuka szerzej, muzyka, teatr, taniec, literatura…, ten świat bez tego elementu byłby dla mnie straszliwym miejscem. Być może niektórym ludziom to w ogóle nie jest potrzebne do życia. 

Jak ja siebie postrzegam? Myślę, że po prostu mam taki sposób postrzegania świata, który często zbiega się z podobnym myśleniem tych osób, którzy sztuką się zajmują. W związku z tym ja się z takimi ludźmi czuję doskonale i ich rozumiem. Wchodzę na wystawę i, nawet jeśli nie rozmawiam z artystą, bo on już dawno nie żyje, widzę jego dzieła i czuję jakbym rozmawiała z kimś kto mnie doskonale rozumie. Ale to samo mam, kiedy prowadzę warsztaty z dziećmi. Ich dzieła są… to są naprawdę dzieła sztuki.

RKK: Tak, tak!

JJ: Są również niepowtarzalne. To jest jeszcze ta wrażliwość… 

RKK: …czysta.

JJ: Tak i to też mają dzieci. Ciężko to oddzielić. Myślę, że wiele osób, które są odbiorcami też to ma. Nie trzeba tej sztuki tworzyć samemu. To jest sposób patrzenia na świat. Być może jest to we wszystkich, tylko niektórzy ludzie tego w sobie nie otwierają. Ale ten kto to praktykuje ma łatwy dostęp do takiego postrzegania rzeczywistości. Artyści się spotykają i rozmawiają zupełnie na innej płaszczyźnie, niż w pracy innego rodzaju. Czasem siebie też tak postrzegam. Kiedy jestem w tej mojej zwyczajnej pracy, nazwijmy ją tak, w której zarabiam na życie, czuję, że jestem trochę z innej bajki. Często czuję się jak człowiek, który przyleciał z innej planety i teraz musi poobserwować trochę tych Ziemian. Poobserwować i spróbować się zachowywać tak jak oni, bo zaraz się wyda, że jestem kosmitką i robię coś nie tak. Nie wiem skąd mi się to wzięło. W mojej rodzinie nie ma artystów. Nie miałam też żadnego wzoru w tym czasie. Dziwna historia, ale nie miałam nigdy żadnych wahań, że może chciałabym wykonywać inny zawód. Te studia w Akademii Sztuk Pięknych były moim wielkim marzeniem, kiedy byłam w liceum, kiedy byłam młodą osobą. To chyba była jedna z ważniejszych wtedy dla mnie rzeczy. 

RKK: Najwyraźniej po prostu miałaś to w sobie.

JJ: Miałam to w sobie. Nie wiem skąd to się bierze. Chyba czasami tak jest.

RKK: Myślę, że prędzej czy później to wychodzi. Miałam podobnie. Od dzieciństwa myślałam o tym, żeby być artystką. Cały czas to werbalizowałam. Chociaż miałam pewne dylematy…

No dobrze, powiedz co ci przychodzi tak bez trudu w tym życiu artystycznym?

JJ: Bez trudu przychodzi mi realizowanie projektów jak już się za nie zabieram. Czyli..

RKK: …idealnie! (śmiech)

JJ: Myślę, że tak… Oczywiście zawsze są jakieś techniczne dylematy i problemy, ale nie mam bloków twórczych. Dla mnie problemem jest brak czasu, brak środków, czasem techniczne kwestie – coś trzeba kupić i nie da się tego pozyskać. Wiadomo jak jest z materiałami. Nie mam chyba bloków, takiej blokady. Bardzo lubię mieć przed sobą problem, niezależnie od tego czy on wynika ze mnie, czy z zadanego tematu, albo z okoliczności zewnętrznych. I ten problem sprawia, że zaczynam z niego wyciągać to co mi się wydaje istotne. Zaczynam mieć pomysł na to co chcę zrobić. I potem to się dzieje samo. Oczywiście są różne emocje, które temu towarzyszą. Myślę, że  prawdziwym problem jest cała otoczka, czyli to, że trzeba na sztukę znaleźć pieniądze, czas, zorganizować sobie życie.

RKK: Co jest najtrudniejsze?

JJ: Promocja, pozyskanie grantów, współpraca z instytucją, jeżeli ta instytucja nie rozumie co chcesz zrobić – to jest problem. Czy też pomysły, które są odrzucane. Gdybym mogła tak bez ograniczeń robić wszystko co mi przyjdzie do głowy to nie miałabym żadnego problemu. 

RKK: No tak, oczywiście.

JJ: Wielu artystów tak ma, ograniczają nas różne rzeczy zewnętrzne.

RKK: Powiedz czy widzisz specyficzne trudności do pokonania przez kobiety artystki?

JJ: Kobiety… Na pewno jest różnica między tym jak funkcjonujemy. Bardzo bym sobie życzyła, żeby ten docelowy świat był taki, w którym nie ma już tych problemów. Kobiety mogą dokładnie robić tyle samo co mężczyźni i wiele osób do tego dąży na świecie. Ale uważam, że mimo takich pozornych powiedzmy równości, to nie jest tak do końca. 

Najwięcej blokady jest w moim umyśle, czyli w procesie edukacji, dorastania i wychowywania. Zostało mi przekazanych dużo wzorców, które mnie blokują. W galerii nie musi stać wielki znak zakazu: „kobieta tu nie wejdzie i nie zrobi sztuki”, ja sama siebie ograniczam i wiem o tym. Ciężko mi jest to przełamać i wiem, że cała edukacja i kultura, którą chłonę, wzorce, które postrzegam od najwcześniejszych lat mówią mi od samego początku: „ty nie masz prawa prosić o więcej”. 

NIE MASZ PRAWA PROSIĆ O WIĘCEJ

JJ: Towarzyszy mi to poczucie bardzo często. Nie mam prawa poprosić o coś, ale mam wiele obowiązków. Czyli przejmuję się tym czy zrobiłam coś dobrze, czy dostatecznie dobrze, czy zasłużyłam na to. Sądzę, że mężczyźni w wielu środowiskach i też w sztuce nie myślą o tym w ten sposób. Tylko raczej: „chcę to zrobić, należy mi się to i po prostu znajdźmy teraz sposób, żeby to zrobić”. Oczywiście ludzie są różni, każdy ma inny charakter. Ale widzę to wśród innych osób. Myślę, że to jest szerszy problem. Także chyba już nie mamy do czynienia z czymś takim, jak kiedyś, że stoi przed nami ewidentna przeszkoda, taka łatwa do nazwania, zakaz: „nie wolno iść na studia plastyczne”, czy „nie wolno wykonywać danego zawodu”, „galeria nie przyjmuje kobiet”… Nie ma czegoś takiego. Ale nie wiem jakie warunki dostaje artysta mężczyzna a jakie dostaję ja. Jakie dostaje wynagrodzenie – czy takie samo? Nie jestem w stanie tego sprawdzić. Czy tak samo musi się postarać? Powiedzmy, że teraz ilość kobiet w sztuce jest dosyć duża, nie ma jakieś przeszkody.

RKK: Czego jednak nie widać na akademiach.

JJ: Tak, ale w życiu kobiety nie mają tej samej skali, tej samej możliwości działania i też same siebie ograniczają. 

MACIERZYŃSTWO

RKK: Jesteś matką, masz cudowną córeczkę Milenkę, powiedz czy macierzyństwo ma wpływ na to w jaki sposób działasz w sztuce?

JJ: Może trochę ma. Ale na pewno nie ma wpływu na tematy, które podejmuję. Ma wpływ na mnie jako na osobę. Stałam się odważniejsza. Mam też mniej czasu na wszystko, więc po prostu mniej się zastanawiam i więcej robię. To jest bardzo dobre! Naprawdę uważam, że to bardzo pozytywnie wpłynęło na mnie. Moja córka jest bardzo fajną, inspirującą osobą, świetnie rysuje, więc też to podziwiam. Jest dla mnie wielką przyjemnością z nią tworzyć. Ona też już jest taką małą artystką. Natomiast jeśli chodzi o całą otoczkę wokół sztuki czyli organizację wystaw, organizację projektów, współpracę z instytucjami, to, jeśli ma się dziecko, jest to dodatkowo trudniejsze. To jest takie ograniczenie, którego instytucje sztuki i kultury nie biorą pod uwagę. Może nie wszystkie, ale takie z którymi się zetknęłam. Miałam taką sytuację, że nie mogłam czegoś zrealizować, bo moja córka była chora i naprawdę musiałam z nią być. Była wtedy mała, karmiłam piersią. Natomiast ta instytucja nie miała dla mnie żadnej propozycji. Byłam postawiona w sytuacji gdzie muszę wybierać czy zostawię dziecko z gorączką, z którym powinnam być i pojadę robić performans, czy powiem, że rezygnuję ze wszystkiego nad czym pracowałam przez miesiąc i „dziękuje proszę państwa, nie mogę przyjechać”. Nie ma zwolnienia dla artysty, jeśli zobowiązał się coś zrobić.

RKK: Alternatywy też nie ma…

JJ: …alternatywy, że po prostu ktoś mnie może zastąpić. Czy możemy coś czasami przesunąć. Myślę, że te rozwiązania da się wypracować. Akurat tamtą sytuację rozwiązaliśmy tak, że z gorączką przyjechałam na performans, który zrobiłam. Przez cały czas martwiłam się jak czuje się moje dziecko, jak sobie daje radę. Bo powinnam ją karmić piersią, czyli w sumie nie powinnam nigdzie jechać. Ona też miała gorączkę, była w domu. Miałam być dwa dni na tym wydarzeniu, ale byłam tylko jeden dzień. Towarzyszył temu straszliwy stres. Ciągłe telefony do mnie, kiedy nie mogłam odbierać i rozmawiać. Finansowe konsekwencje, ponieważ zmieniono mi umowę.

RKK: Po fakcie.

JJ: Obcięto mi wynagrodzenie. Tak, po fakcie. Wydaje mi się, że są to okoliczności niezależne ode mnie. Jakby inny artysta złamał obie nogi i nie mógł przyjechać na swój performans…. Nie wiem czy to jest fair obcinać mu za to wynagrodzenie i traktować to tak jakby po prostu sobie nie przyszedł, bo ma do obejrzenia mecz. Straciłam na tym wiele zdrowia. Nie jest to przyjemne, a to nie jest wybór. Nie jestem w sytuacji, w której mogę sobie wybrać: „aaa chciałam sobie pomalować paznokcie w tym czasie, więc nie przyszłam wykonać mojego dzieła, do którego się zobowiązałam”. To jest sytuacja życiowa, pogorszenie stanu zdrowia jest czymś od nas niezależnym.

RKK: W tak zwanej normalnej pracy…

JJ: …w normalnej pracy poszłabym na zwolnienie. Oczywiście rozumiem, że performans nie jest może czymś co można przenieść na drugi dzień, ale myślę, że powinny być jakieś mechanizmy. I pewnie w niektórych instytucjach są, ale nie wydaję mi się, że to jest powszechne. Czy też w jakiś produkcjach artystycznych w teatrze.

RKK: Tutaj w ogóle chyba dotykamy problemu… 

JJ: …nie ma taryfy ulgowej. Jeśli obsługujesz spektakl to powinnaś być tam dwanaście godzin dziennie, nieważne co się dzieje.

RKK: Wydaję mi się, że dotykamy tu problemu zabezpieczenia socjalnego artystów, które zresztą w Polsce nie jest rozwiązane. Mimo, że mamy zawodowe tytuły magistra sztuki czyli konkretny zawód wpisany w papierach. Nie ma regulacji dotyczących większości rzeczy. 

JJ: Niczego. Więc ta moja druga praca, ta “normalna praca” dawała mi tę możliwość, że w ogóle mogę mieć dziecko. Nie zdecydowałabym się, żeby na umowach zlecenie zachodzić w ciążę. Nie mam co jeść, nie mam jak zapłacić za lekarza, jak coś się skomplikuje nie mam jak zapłacić za poród. To wszystko kosztuje. A potem z małym dzieckiem też nie mam co jeść. Więc muszę powiedzieć, że moje dziecko jest dzieckiem korporacji, bo to ona pozwoliła mi na to, żeby je mieć. W takich rozsądnych, cywilizacyjnych warunkach.

RKK: To są problemy, które dotyczą wszystkich artystów, którzy działają na polu sztuki. Większość osób ze studiów, przynajmniej tak było na moim roku, nie tworzy sztuki. Robią inne rzeczy. Czasami pracują w obszarze sztuki, robią grafikę, projektują, zajmują się designem… to i tak jest dobrze. Ale są osoby, które zrezygnowały ze sztuki i robią zupełnie coś innego.

JJ: Tak, bo to wymaga i samozaparcia, i czasu, i pieniędzy.

TOTALNA DYSCYPLINA

RKK: Dyscypliny totalnej!

JJ: Dużej dyscypliny.

RKK: Artysta – to taki zawód, w którym trzeba być zdyscyplinowanym. Tutaj nikt nad nikim nie stoi, nie mówi co robić. Trzeba to sobie samemu wymyślić. I jeszcze się tego trzymać…

JJ: …i jeszcze dopasować do tego resztę! Jest dokładnie tak jak mówisz. Ja żyję z kalendarzem w ręku i cały czas z zegarkiem na ręku. Wszystko musi być dopięte. Nie jest oczywiście dopięte na ostatni guzik, ale nie da się tego inaczej robić.

Po prostu wiem, że mam czas wydzielony na pracę, w której zarabiam, na pracę, w której realizuję wizualne zlecenia, na open calle, na konkursy. Ewentualnie na ogranizowanie tych projektów. Więc mój projekt autorski pojawia się raz na trzy lata. Nic na to nie poradzę.

RKK: Szczególnie w pandemii.

JJ: W pandemii to już inna historia…

RKK: Powiedz może jeszcze w ramach tych okoliczności przyrody, w których się znajdujemy, jaki wpływ na twoją sztukę ma natura?

NATURA

JJ: (śmiech) Duży. Jakby tak przejrzeć to co zrobiłam do tej pory to często pojawiają się motywy związane ze środowiskiem.

RKK: Eko.

JJ: Takie pro-eko czy związane z tym co nas otacza. To jest dla mnie niezwykle istotny element. Wydaje mi się to bardzo oczywiste. Jesteśmy częścią natury. Nie jesteśmy w stanie funkcjonować bez drzew, które wytwarzają tlen, którym oddychamy. Bez całej tej biostrefy, bioróżnorodności. To jest niezwykle skomplikowany mechanizm, gdzie wszystkie elementy są ze sobą połączone i zależą od siebie. Dodatkowo dla mnie ma to też duże znaczenie psychiczne. Bardzo dobrze regeneruję się w lesie czy wśród przyrody w parku. Wiele to dla mnie znaczy i bardzo się martwię tym stanem rzeczy, który mamy. Wiem, że od martwienia wiele się nie zmieni. W swoich praktycznych, życiowych decyzjach staram się robić tak, żeby tej naturze trochę pomóc a nie szkodzić. Na przykład jeżdżę rowerem. Obecnie nawet nie wiadomo czy te wspólne wysiłki ludzkości jeszcze są w stanie zatrzymać proces, który się rozpoczął, katastrofy ekologicznej. Szkoda, że nie wszyscy tak to postrzegają.

RKK: Tutaj jest potrzebny taki zryw ogólnoludzki.

JJ: I odgórne regulacje. To naprawdę już nie są żarty.

RKK: Dziękuję ci bardzo za rozmowę. Było to bardzo ciekawe. Do zobaczenia w parku!

JJ: Do zobaczenia!

Łódź 2021

Back To Top